Warszawa raczej nie kojarzy się z rolnictwem i ponad 100-hektarową plantacją rzepaku, a jednak w Wilanowie, jednej z południowych dzielnic miasta, można natknąć się na taki nieoczekiwany widok. Jak wygląda praca na roli, gdy w drodze na pole zdarza się stać w korku, a w mieście obowiązuje zakaz poruszania się maszynami rolniczymi? Z jakimi problemami – oprócz tych nietypowych – mają do czynienia plantatorzy z Wilanowa?
Rozległe pola rzepaku nie są krajobrazem, który kojarzyłby się z centralnym Mazowszem, gdzie dominują sady i uprawy warzywnicze. A jednak przemierzając południowe dzielnice Warszawy, można zobaczyć imponujące plantacje rzepaku – w dodatku bardzo malownicze, bo będące jeszcze w fazie kwitnienia.
Ten niecodzienny widok to jedne z terenów Rolniczego Zakładu Doświadczalnego Wilanów-Obory, należącego do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ta jednostka organizacyjna uczelni zajmuje areał 1 360 ha – z czego ponad 1 000 ha to grunty orne – na pograniczu warszawskiego Wilanowa i sąsiadującego ze stolicą Konstancina-Jeziorny, gdzie mieszczą się również zaplecze biurowo-logistyczne, park maszynowy oraz obiekty przechowalnicze gospodarstwa. Ponieważ jest ono położone w dolinie Wisły, gleby są tu różnorodne – od ciężkich madowych 2-3 klasy po wydmy ze słabszymi warunkami glebowymi i lotne piaski 5-6 klasy. Zakład prowadzi zarówno produkcję roślinną (uprawa rzepaku, zbóż, kukurydzy na ziarno i kiszonkę, roślin strączkowych oraz ziemniaka na chipsy), jak i zwierzęcą (ok. 360 sztuk krów, wydajność stada ok. 11,5 tys. kg mleka), a także działalność naukowo-badawczą i dydaktyczną.
Jeżeli chodzi o rzepak, w tym roku powierzchnia plantacji wynosi ponad 160 ha, a w przyszłym roku planowane jest powiększenie jej do 200 ha. Uprawa jest prowadzona metodą hybrydową, która łączy siew pasowy i bardzo płytką uprawę gleby. Przedplonem był groch, co pozwoliło przygotować korzystne stanowisko dla rzepaku. Został on wysiany ok. 20 sierpnia, czyli w prawidłowym technicznie terminie, w międzyrzędziach co 50 cm. Obsada wynosiła ok. 36 nasion, obecnie to 25-30 roślin na m.kw.
Średnie plonowanie rzepaku w gospodarstwie, przy uwzględnieniu zróżnicowania występujących tu klas gleby, wynosi ok. 4,25 t/ha, ale na działkach z najlepszymi glebami to nawet 5,5 t/ha. Biorąc pod uwagę dotychczasowy tegoroczny przebieg wegetacji – wczesne nadejście wiosny z wysokimi temperaturami i dużą dostępność wody w glebie – w tym sezonie spodziewane są wysokie zbiory. Decydująca będzie jednak druga połowa maja, czyli okres po kwitnieniu, gdy dochodzi do zawiązywania łuszczyn i nalewania nasion.
Długa, ciepła jesień, łagodna zima i rekordowo wysokie temperatury, które nastały w połowie lutego, spowodowały, że rzepak właściwie pominął typowe wczesnowiosenne stadium rozwojowe. Pod koniec pierwszej dekady kwietnia rośliny były na zdecydowanie bardziej zaawansowanym etapie niż zazwyczaj, a jednocześnie fazy te różniły się, w zależności od regionu Polski. Na Dolnym Śląsku już na przełomie marca i kwietnia rozpoczęło się kwitnienie, więc po ok. dwóch tygodniach było ono w pełni, podczas gdy na Lubelszczyźnie na prawidłowo prowadzonych plantacjach obserwowane były dopiero pojedyncze rośliny z pojawiającymi się pąkami kwiatowymi. Natomiast na polach w Warszawie rzepak był wówczas w fazie zielonego pąka i rozpoczynał kwitnienie.
– Rzepak jest jedną z upraw, którą bardzo lubię i interesuję się nią. Z reguły kwitnienie przypada najwcześniej pod koniec kwietnia, częściej w pierwsze dni maja, czyli generalnie jesteśmy trzy tygodnie do przodu. Stworzyło nam to dużo problemów, bo nie wszystkie zamówione środki dojechały na czas. Wczesną wiosną nie zdążyliśmy wykonać pierwszego zabiegu, tzw. czyszczącego, ponieważ było na to bardzo mało czasu. Wykorzystaliśmy okna pogodowe i zrobiliśmy zabieg na chwasty jednoliścienne. Jesteśmy jeszcze w trakcie pierwszego zabiegu fungicydowego – mówił 11 kwietnia Arkadiusz Wilkowski, wicedyrektor Rolniczego Zakładu Doświadczalnego Wilanów-Obory.
Podczas gdy w wielu regionach Polski dużym problemem były naloty chowacza brukwiaczka, w warszawskim Wilanowie ten szkodnik nie stanowił zagrożenia – z kilku powodów. Tutejsza plantacja jest enklawą rzepaku w okolicy, a dzięki odpowiedniemu płodozmianowi i dużej dbałości o higienę uprawy, podczas pierwszych spodziewanych nalotów w żółtych naczyniach znaleziono zaledwie kilka sztuk tych szkodników. U progu fazy kwitnienia został wykonany zabieg przeciwko słodyszkowi, żeby zabezpieczyć zielony pąk. Do tego celu wykorzystano preparat pyretroidowy – z dodatkiem regulatora wzrostu (chlorku chloromekwatu) oraz mikroelementowych nawozów dolistnych.
W związku z tegorocznymi anomaliami pogodowymi i tak znaczącym przyspieszeniem wegetacji rzepaku trudno przewidywać, jakie będą scenariusze w dalszej części sezonu. Fakt, że rzepak zakwitł na początku kwietnia, wcale nie oznacza, że należy przygotowywać się na zbiory już w czerwcu. Ze względu na duże ochłodzenie, jakie rozpoczęło się w połowie kwietnia i przyniosło falę nocnych przymrozków, procesy wegetacyjne uległy spowolnieniu, a sam okres kwitnienia prawdopodobnie wydłuży się. Zwykle trwa on ok. 3 tygodni, w tym roku może to być nawet 6 tygodni, czyli aż półtora miesiąca. Oczywiście wciąż niewiadomą jest dalszy przebieg pogody w maju, ale z dużym prawdopodobieństwem tempo rozwoju roślin i dojrzewania plonu zbliży się do standardowego, znanego z poprzednich lat.
Podczas wydłużonego kwitnienia rzepak jest narażony na dwie groźne choroby – zgniliznę twardzikową i czerń krzyżowych. Jakie zabiegi i kiedy powinno się wykonać, żeby w tych nietypowych warunkach zabezpieczyć plantację przed zagrożeniami?
– Generalnie od trzech lat zawsze planowaliśmy ochronę w trzech zabiegach: pierwszy – czyszczący – wraz z ruszeniem wegetacji i dwa zabiegi okołokwitnieniowe. Mimo braku tego pierwszego zabiegu na plantacji nie widać silnego porażenia chorobowego, myślę, że ilość siarki zastosowanej z nawożeniem azotowym też ma na to niemały wpływ – stwierdzał w pierwszej połowie kwietnia Arkadiusz Wilkowski z gospodarstwa SGGW. – Właśnie będziemy wykonywali pierwszy zabieg okołokwitnieniowy, robiony z reguły, kiedy pąk zaczyna się odrywać. Wykorzystamy dwie substancje – tebukonazol i protiokonazol. Zabiegu czyszczącego nie było, dlatego zwiększymy dawkę protiokonazolu do 100-120 g/l, a do tego ok. 125 g/l tebukonazolu. Do drugiego zabiegu okołokwitnieniowego planujemy zastosować substancje z grupy strobiluryn i karboksyamidów, co zapewni przedłużenie ochrony, którą rozpoczniemy tebukonazolem i protiokonazolem.
Dodatkowym problemem na plantacji w Wilanowie jest pękanie łodyg rzepaku. Takie uszkodzenia stanowią wrota do rozwoju infekcji suchej zgnilizny kapustnych. Porażone rośliny rozwijają się prawidłowo do momentu zawiązania łuszczyn, a potem następuje przerwanie dostaw substancji aktywnych i dochodzi do obumierania rzepaku. Pierwszy zabieg okołokwitnieniowy – oparty o tebukonazol i protiokonazol, wykonywany w technologii dwuzabiegowej – ma również za zadanie ograniczyć związane z tym straty.
Oczywiście ochrona fungicydowa musi być skorelowana z insektycydową – przeciw chowaczowi podobnikowi, a następnie przeciw pryszczarkowi kapustnikowi. W związku z wycofaniem kilku substancji aktywnych obecnie do stosowania w fazie kwitnienia rzepaku dostępne są produkty zawierające acetamipryd oraz pyretroidy, dlatego pierwszy i drugi zabieg będzie oparty o ich kombinację. W związku ze spodziewanym bardzo długim kwitnieniem nie wiadomo, czy zapewni to wystarczającą ochronę – być może konieczna będzie późniejsza korekta na pryszczarka.
redakcja
źródło: INNVIGO